Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

że ją ogłuszyła, że nie dała tem samem przestrzeni, pozwalającej ocenić, skąd padły pierwsze gromy, gdzie uderzyły, z których chmur się poczęły. Pani Walewska nie była wyjątkiem.
Dzieje panowania króla Stanisława ledwie przeszły, ledwie były przeżytym dniem wczorajszym. Co kroku widniały jeszcze ślady spazmatycznych rządów Rzeczypospolitej — co kroku snuły się jeszcze postacie, mówiące o tem „wczoraj“, jakby ono było ciągłem „dzisiaj“.
Ludzie epoki stanisławowskiej żyli, więc historja czekała jeszcze, czekała na pleśń, na pył, okryć mający dokumenty, na uciszenie osobistych nieprzyjaźni, czekała na rozsypanie się mogił. A tymczasem w pojęciach współczesnych panował zamęt. Obwiniano się wzajemnie, pomawiano o najwystępniejsze czyny. Nie szukano rozwiązania pytań w nieubłaganym łańcuchu dziejowych wypadków, nie starano się, ani nie potrafiono sięgać do minionych stuleci. Czyn łączono tak ściśle z osobą, tak czasem nie umiano się zgodzić, aby człowiek, który ocierać się musiał o małostkowości współczesne — mógł być właśnie tym, co na wieki zapisał swe imię na kartach historji, co pośród mroków za najświętszą gwiazdę poczytanym będzie!
Z ust do ust podawano sobie nazwiska, powtarzano bezkrytycznie zasłyszane opowieści, nie żałowano nikomu ani obelg, ani plwocin, z zadowoleniem zwiastowano sobie, że piana ich przylgła nawet do Katonów.
Pani Walewska w tym razie nie tylko nie była wyjątkiem, lecz przeciwnie, należała do tych, którzy błąkali się więcej, których życie oddaliło nawet od błysków poczucia prawdy, przeświecającej tu i owdzie, wrywającej się do ciemni.
Pani Walewska z domu rodzicielskiego wyniosła cześć dla szlacheckich przywilejów, dla swobód, co tam nawet się