Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

nie kończyły, gdzie się zaczynało prawo i dla ukrytej niechęci ku magnatom, usiłującym wznieść się ponad indygenaty i dla gwałtownych porywów, i dla rodowych ambicyj, i dla uroszczeń, i dla słusznych pretensyj.
Zamążpójście znów przerzuciło szambelanowę na inny kraniec wyobrażeń. Dworski urząd pana Anastazego, jego długoletnie przestawanie z kierownikami, czy uzurpatorami władzy, wiew gwałtowny francuskich zwyczajów, francuskich mętów i francuskiej kultury — usiłowanie przykrojenia życia na modłę Ludwików, ścieranie się królewiąt, pycha, depcząca wszystko, co było nie dość silnem, nie tak pysznem, — zepchnięcie statutów do roli postrachu dla słabych, a narzędzia zemsty w ręku potężnych — pogarda dla tłumu, przypisywanie mu win niepopełnionych — wszystko to razem otoczyło szambelanowę od dnia ślubu, zachwiało jej przekonaniami, przejęło niepewnością, śmiałość zarzutów, czynionych tym, których nauczano ją szanować, bezczelność potwarzy — oszołomiła panią Walewskę. Z drugiej strony, szambelanowa nie posiadała ani zdolności sądzenia ludzi i wypadków, ani doświadczenia, ani odwagi po temu. Samej sobie wydawała się zawsze tak słabą, tak bezsilną, tak mało uprawnioną do zastanowień, rozpamiętywań, czy wyrokowań o sprawach publicznych — że nawet nie ważyła się o nich myśleć. Mimo atoli tę pozorną obojętność, mimo poczucia swej kobiecej niemocy — pani Walewska z dnia na dzień przekonywała się, że pewne imiona, pewne pojęcia gruntują się w niej samej, trwają, pozostają, że jakiś gmach przekonań wyrasta w jej piersiach, tężeje. Gmach ten powstał tak nagle, tak niepostrzeżenie, iż sama szambelanowa długo nie wiedziała o jego istnieniu, a postrzegłszy, nie rozumiała, z czego był się począł. Boć nie było w tym gmachu ani spoideł logiki, ani wiązadeł rozsądku, ani pionu, ani strychulca, ani wyliczenia, ani z góry