— Do czego pani zmierza?
— Ach! Do niczego. Poprostu przeświadczenie, że los nie może być dla ciebie wciąż tak okrutnym!...
— Niczego odeń się nie spodziewam! Byle... byle nie gotował mi takich, jak teraz niespodzianek!...
— Chcesz się ich ustrzec — więc mnie słuchaj!
Rozmowa z panią de Vauban dodała pani Walewskiej otuchy i pewności siebie. Wyspowiadała się przed hrabiną z nurtujących ją obaw, dla każdego słowa, każdego zdania znalazła, jeżeli nie oddźwięk to przynajmniej wyrozumienie, a bodaj pobłażliwość, zrzuciła cały ciężar tłoczących myśli i spokojniej jęła patrzeć w przyszłość.
Pani de Vauban dotrzymała danych przyrzeczeń. Opiekę swoją rozciągnęła tak niepostrzeżenie, że szambelanowa jeszcze tego samego dnia, dzięki wpływowi hrabiny, została odrazu wyzwoloną i z pod dokuczliwej kontroli męża i z natrętnych uwag księżnej.
Szambelan, zdradzający dotąd nieprzezwyciężoną niechęć ku pani de Vauban i pomawiający ją o intrygi na rzecz „blachy“, o sprzyjanie Bourbonom, nawet nie próbował się opierać rządom hrabiny.
A rządy te powstały tak szybko, iż pani Walewska jeszcze tego samego wieczora nie byłaby w stanie wyobrazić sobie życia bez czułej, wyrozumiałej, pobłażliwej na lada grymas, hrabiny.
Pani de Vauban nie odstępowała na krok szambelanowej, uprzedzała każdą jej myśl. Wystarczyło jedno słowo pani Walewskiej, aby hrabina jaknajenergiczniej zapowiedziała służbie, że szambelanowa nikogo nie przyjmuje, — jedno skrzywienie się na zbliżający się skrzyp pantofli pana Ana-