— Tak... ale przytem, wybacz moja droga... teraz nie mogę z tobą rozmawiać...
Szambelanowa zrozumiała delikatną myśl pani de Vauban i wyszła do saloniku. Gdy mijała Łucję, dostrzegła w jej rękach wielkie pukle włosów, przypominających kolor włosów hrabiny.
Pani Walewskiej zrobiło się nieprzyjemnie, sekretu jej posiąść nie chciała, czuła się jakby winną wobec pani de Vauban.
W saloniku czekała na szambelanowę służebna z sepecikiem, zawierającym rodowe kosztowności domu Walewskich.
— Jaśnie oświecony pan przysyła i prosi o wybranie według gustu!
Szambelanowa spojrzała obojętnie na iskrzącą się zawartość sepeciku i, poleciwszy odnieść go mężowi z podziękowaniem, zaczęła się szybko ubierać.
Służebna atoli znów powróciła z sepecikiem.
— Jaśnie oświecony pan prosi, żeby jaśnie oświecona pani wdziała chociaż kolję brylantową!
Pani Walewska odmówiła, służebna odeszła z odpowiedzią. Szambelanowa zdążyła się odziać tymczasem. Naraz, ku wielkiemu przerażeniu usłyszała za drzwiami krztuszenie się pana Anastazego, a w ślad za nim lekkie pukanie.
— Marie! Jedno słowo! Bez kolji niepodobna!
— Dziękuję ci, lecz nie potrzeba mi wcale!
— Jakże będziesz wyglądała, trzeba się dostroić! Wszystkie damy będą w koljach — niezawodnie! Proszę cię, nie upieraj się! Zapytaj pani de Vauban!...
— Dobrze, zapytam!...
— Czekamy z księżną w dolnym salonie!
Pani Walewska odetchnęła. Te rodzinne brylanty budziły w niej jakiś nieprzezwyciężony wstręt. Miała je zaledwie kilka razy na sobie, a za każdym razem zdawało jej się,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/253
Ta strona została skorygowana.