że ściga ją nienawistne spojrzenie obydwóch poprzednich żon pana Anastazego, że brylanty te mają w sobie jakiś chłód grobowy i trupi zapach.
Szambelanowa postanowiła oprzeć się stanowczo życzeniu męża, a chcąc coprędzej zjednać sobie sprzymierzeńca w hrabinie, ujęła za klamkę drzwi, wiodących do gotowalni, gdy w tej samej chwili prawie drzwi otworzyły się i stanęła w nich pani de Vauban.
Szambelanowa spojrzała ku hrabinie i zdumiała się, tak hrabina wydała się jej piękną, wdzięczną, strojną.
Zachwyt pani Walewskiej odbił się tak wyraźnie na jej twarzyczce, że pani de Vauban uśmiechnęła się domyślnie.
— Jakże mnie znajdujesz!?
— Prześlicznie, co za wykwint, co za strój!... Doprawdy nie mogę się dość napatrzeć!...
— I wyobraź sobie w niecałą godzinę!... Zuzanna dokazała nadzwyczajności!... Talent, wielki talent!...
Hrabina postąpiła naprzód, szambelanowa przyglądała się jej z wrastającą uwagą i nie mogła zdobyć się już na przyznanie słuszności pani de Vauban. Działo się w oczach pani Walewskiej coś, czego sama wytłumaczyć sobie nie mogła. Taż sama hrabina, która przed chwilą przyprawiła ją o zachwyt, wydała się jej podobną do starego portretu zwiędłej damy, wiszącego w pokoju męża, ledwie zaś z tem wrażeniem się oswoiła, gdy ów sobowtór portretu przeistoczył się w maskę osadzoną na krzykliwie wystrojonym manekinie.
Pani de Vauban nie spostrzegła tej zmiany we wrażenia szambelanowej i jęła z kolei bacznie przyglądać się pani Walewskiej.
— Hm! Odwróć się, proszę, do światła!... Czarna aksamitna!... Za poważnie!... Coś trzeba koniecznie!... Na szyi za pusto!... Może masz ametysty?... „Szły by ci bardzo“... Musisz mieć ametysty!...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/254
Ta strona została skorygowana.