Pani de Vauban, czuwająca poza szambelanową, uznała za właściwe, uwolnić panią Walewskę od tych hołdów i nieznacznie szepnęła kilka słów do księcia Borghese. Ten skinął twierdząco głową i powiódł szambelanowę ku miejscu, gdzie, pod kolumnadą sali stało kilka wysuniętych ku środkowi foteli.
Pani Walewska zajęła wskazane jej miejsce obok pani de Vauban. A tłum gości zachwiał się, rozproszył na chwilę, lecz tylko dlatego, by tem ciaśniejszym pierścieniem otoczyć szambelanowę.
Ta nie mogła już powstrzymać się od uwagi i szepnęła do pani de Vauban:
— Nie rozumiem, skąd to wszystko!?
— Nie rozumiesz? — powtórzyła przeciągle hrabina takim głosem, że szambelanowę dreszcz przeszedł, bo zdało się jej, że pod czaszką słyszy ten sam zimny, a szyderczy głos, że głos pani de Vauban jest tylko echem tamtego.
— Tak! — szepnęła machinalnie szambelanowa.
Hrabina zasłoniła się z lekka wachlarzem, aby ukryć mimowolny uśmiech.
— Dziwi cię, droga przyjaciółko! Cóż chcesz! Ci ludzie udają dwór i próbują iść za spojrzeniem, za myślą swego pana... jeżeli wolisz, spodziewają się w tobie siły, może władzy!...
— Powiadasz pani?!
— Droga Marjo, nie nazywaj mnie panią, bo zdaje mi się jakbyś nie była rada zbliżeniu się naszemu!
— Cóż znowu, więc doprawdy ci ludzie...
— Są bardzo niezgrabni, nieprawdaż!? Bo, mówiąc między nami, trudno wskrzesić świetność Ludwików przy współudziale sans-culottów! Wszak ci wszyscy Francuzi, którzy tutaj są!... To poprostu boli!... A, uważaj, proszę, książę Bor-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/262
Ta strona została przepisana.