Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/276

Ta strona została przepisana.

jest nadużyciem, które nakażę ukrócić! Nadto... możesz zapewnić swego mocodawcę, że jeżeli mam plany jakieś, co do tej pruskiej prowincji, to jednakże nie myślę o wskrzeszaniu umarłych! Sądzę, że taka odpowiedź powinna wystarczyć!
— Najzupełniej sire, zwłaszcza, iż ma zapewnione przed sięwzięcie stosownych rozporządzeń zapobiegawczych.
Napoleon kiwnął głową, a wsparłszy się o pilaster, spojrzał bystro ku gromadce swoich satelitów.
Duc Bassano był tym razem tym szczęśliwym, który odgadł życzenie cesarza i zbliżył się.
Sire!
— Wybickiego! — rozkazał oschle Bonaparte.
Wybicki stawił się natychmiast. Generał Vincent cofnął się dyskretnie ku Muratowi, nie spuszczając oczu z twarzy nienawistnego agitatora, a złego ducha ówczesnej dyplomacji wiedeńskiej.
Cesarz milczał jakby ważąc coś.
Wybicki stał przez chwilę w pełnej uszanowania postawie, a nie doczekawszy się słowa cesarskiego zagadnął ze swą zwykłą prostotą.
— Raczyłeś mnie wezwać, sire!?
Bonaparte zasunął silniej rękę pod mundur na piersiach i rzekł ostro.
— Co znaczą proklamacje rozrzucane po Galicji?! Jak się ważyłeś? Kto śmie nadużywać w ten sposób mego imienia!? Zaczynać znów chcecie od samowoli, od bezładów, od nieposzanowania granic?! Mów! Czegóż nie odpowiadasz!
Wybicki, pod ciężarem spadłych nań słów, ugiął się, zachwiał, machinalnie rękę po czole przesunął, wydał jakiś chrobotliwy dźwięk i głowę ku ziemi spuścił.
— Nie potrafisz nawet zaprzeczyć! — gromił surowo cesarz. — Może sam przyczyniłeś się do tego szaleństwa!... Cóż, nie mówisz!?...