Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/281

Ta strona została przepisana.

— I dlatego zamierza ustroić go w koronę naszą?!
— Plotki, klnę się, że plotki!... Raz jeszcze zapytywałem Mareta! Bassano zaprzeczył, a on nie kłamie, gdyby nie chciał lub nie mógł powiedzieć, zmilczałby! Trzeba się zastanowić, trzeba wszystkich sił użyć, aby kogoś do boku cesarskiego przydzielić!... Nie wiem sam! Może Brezę udałoby się do kancelarji cesarskiej!... Meneval jest nam życzliwy! Może do sztabu, do marszałka Berthièr’a!?... Gdyby Corvisart! On ma sposobność!... Zresztą byle człowieka wybrać, znaleźć i zdolnego, i przedewszystkiem posiadającego warunki do pozyskania sobie względów!... Żeby żył Sułkowski. Cesarz ufał mu ślepo! Obecnie chyba książę Józef... Możnaby się porozumieć! Gardzić tym środkiem nie należy!... Teraz jeszcze, póki cesarz jest w Warszawie, możemy sami trafić.
— Do tegośmy więc doszli, że aż takich dróg musimy szukać!
— Polityka, panie marszałku, polityka ma swoje prawa i swoje środki, nie zawsze godziwe, lecz często niezawodne. Myśmy nigdy politykami nie byli, a pośród otaczającej nas polityki w sentymentalne wymówki i ubolewania umieliśmy się stroić, miast równą bronią odpowiadać!
Wybicki, odzyskawszy już pewność siebie, a czując swą przewagę nad Małachowskim, nie dał mu już przyjść do słowa, skłaniając go do zbliżenia się do Poniatowskiego, który, zapatrzony w głąb sali, stał przy wejściu, słuchając obojętnie jakichś półsłówek Rautenstraucha.
Na widok Małachowskiego i Wybickiego, książę wyprostował się niedbale. Rautenstrauch zaś pospieszył zaznaczyć swoją zażyłość z księciem i ozwał się konfidencjonalnie do Wybickiego.
— Imć pan poseł nie odmówi nam wiadomości, bo my z księciem gubimy się w domysłach i nie wiemy, czyli to nie pogłoska!