nie bywa, prócz wybranych dam dworu i kilku najwyższych dostojników.
Pani Walewska słuchała z wzrastającem zajęciem, a gdy Duroc skończył, ozwała się z przekonaniem.
— Bardzo niezwykłe upodobania i zwyczaje, nie wydają mi się one jednak dziwnemi wcale, raczej uwierzyć by mi trudno, żeby tak wielki człowiek miał mieć też same, co i my, przyzwyczajenia!
— Naturalnie! — wmieszał się nieznacznie Talleyrand! — Po sałacie — ser, a po serze kuropatwy!... Bardzo oryginalne i jeszcze więcej niestrawne!
Duroc skrzywił się na tę uwagę.
— Cesarz, pani szambelanowo, jedzenie uważa za konieczność i nie znosi smakoszów, stąd mogę pani zaręczyć, że pan de Périgord jest już po bardzo obfitem śniadaniu!...
Talleyrand nie zdążył odpowiedzieć, będąc zagadniętym równocześnie przez cesarza, Duroc zaś dodał.
— Niech pani raczy spojrzeć!... Cesarz odruchowo prawie sięga do stawianych przed nim półmisków i salaterek! Widzi pani jak machinalnie przesuwa ręką...
— Po sosie! — dodał Talleyrand.
— Panie marszałku! — rzekła cicho szambelanowa, która spostrzegła była także roztargnienie cesarza. — Najjaśniejszy pan... wala sobie mundur...
— Nie, pani, położył rękę na sercu!
— Że też stojący za cesarzem prefekt nie zwróci uwagi, nie ostrzeże!...
Marszałek potrząsnął głową.
— Niepodobna! Prefekt nie ma prawa odezwać się niezapytany!... Chociaż najjaśniejszy pan jest dziś wyjątkowo usposobionym! Mogę panią zapewnić, że cierpi....
— Cesarz!?...
— Cierpi, bo musi milczeć!... Pani szambelanowa nie
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/286
Ta strona została przepisana.