Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/290

Ta strona została przepisana.

— Tylko czasem prawdomówny! Mogę pani służyć ramieniem? Pójdziemy naocznie przekonać się jak pani kuzynka wyjdzie na wpływie pana Mareta!... Ręczę, że niefortunnie, a nadto, uprzedzam, że w danym razie, pozostawiam działanie panu Maretowi!
— Panie ministrze! Cała nasza ufność w panu, tylko przez pana!...
Talleyrand skinął łaskawie głową, udobruchany zapewnieniem księżnej i, zmieniwszy przedmiot rozmowy, wprowadził ją do wielkiej sali, w której goście, naśladując cesarza, krążyli w różnych kierunkach, udając dosyć niezręcznie swobodę ruchów i rozmów, a na chwilę nie tracąc z oczu ciemnozielonego munduru Napoleona.
Jeżeli tłum gości był tu wymuszonym, strojącym się ustawicznie do uroczystych pytań i odpowiedzi, lub chwytającym każde drgnienie twarzy majestatu — to dla tych, którzy znali cesarza, on sam był więcej jeszcze niepewnym, niespokojnym, nienaturalnym. Przechodził z jednego końca sali na drugi, nawiązywał rozmowę znienacka i równie szybko ją przerywał, nie wysłuchawszy często odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie, po kilkakroć zdawał się zmierzać ku stronie, gdzie pani Walewska stała z księciem Bassano i w połowie drogi zmieniał kierunek kroków.
Ruchy te nie uszły uwagi gości księcia Borghese i dały powód do szeptów i niepomyślnych wróżb, tembardziej, że pan de Ségur czekał już w pobliżu drzwi, aby towarzyszyć cesarzowi do karocy. Wszelkie więc spodziewania, aby w zachowaniu Napoleona znaleźć potwierdzenie pogłosek o zainteresowaniu się szambelanową zdawały się zawodzić, budząc bądź ukontentowanie, bądź wreszcie, jak w gronie blizkich Walewskim osób, szczere zasmucenie. Wrażenie to spotęgowało się zwłaszcza w chwili, gdy pan d’Hedouville podał ce-