tkniętą!... A ja, broń Boże, nie miałam zamiaru! Pani to zupełnie co innego! Kocham panią, podziwiam, wielbię i zazdroszczę! Ach, ileż bym dała za samą świadomość tego uczucia, iż ten, u którego cały świat szuka łaskawego słowa, chyli się sam przedemną, upokarza, gnie, żebrze bystrzejszego, łaskawszego wyrazu! Ciarki mnie przechodzą! Ujarzmić takiego lwa, takiego wodza wstęgą miłości ubezwładnić, to dopiero zwycięstwo! Pół życia bym za nie oddała!
— Wszak pani kochasz księcia?
— Bardzo nawet — przyznała z naiwną szczerością Fryna. — Ależ to przecież cesarz! — Napoleon!
— Zapomniałam o tej racji! Żegnam! Jeżeli pojazdu niema, wracam piechotą!
— Więc pani nie pokażesz się w salonie? Tam wszyscy tacy spragnieni pani widoku!...
— Żegnam!
Czosnowska na to stanowcze oświadczenie westchnęła z poddaniem i poleciła zajeżdżać karecie, mającej odwieść szambelanowę.
.Nie mało zdziwiła się pani Walewska, gdy nazajutrz z samego rana służebna zapowiedziała jej wizytę kawalera de Bolesza. Szambelanowa nie umiała sobie przypomnieć, gdzie i kiedy owego kawalera poznała, a przypuszczając, że odwiedziny zawdzięcza wyszukanej uprzejmości, kazała gościa przeprosić i powiedzieć mu, iż dla niedyspozycji przyjąć go nie może.
Służebna atoli powróciła po chwlii z kartką i wiadomością, że kawaler de Bolesza pomimo wszystko widzieć się musi koniecznie z szambelanową.
Pani Walewska w pierwszej chwili jęła domyślać się ja-