— No, chyba nie dla pani szambelanowej, — odparł z głupkowatym uśmiechem Bolesza.
Pani Walewska spuściła głowę.
— Jesteś waćpan w błędzie.
— Jednakże myślę, iż cesarz nie odmówiłby pani audjencji.
— Nie wiem, wątpię! — Zresztą, niepodobna mi myśleć o tej drodze.
— Ergo pani dobrodziejka za nic sobie uważa nadzieje, pokładane w niej przez imć pana Gorajskiego?
— Mylisz się waszmość, najgoręcej będę się starała pomóc, ale w granicach mi dostępnych. Przedłożę sprawę wielkiemu marszałkowi, może zdołam trafić do pana de Périgord!
— Hm — tak — zapewne! Ale to dalekie instancje. Parole d’honneur, gdyby pani szambelanowa pozwoliła, ja — ja sam wyrobiłbym jej posłuchanie!
— Dziękuję waszmości, nie skorzystam z pośrednictwa!
Bolesza podniósł się ociężale.
— Cóż mam tedy powiedzieć kawalerowi Gorajskiemu?!
— Nic nad to, coś słyszał!
— Daruje pani szambelanowa, ale, znając dokładnie głębokie sentymenty tego kawalera, nie wiem, czy zdobędę się na odwagę, aby go tak boleśnie zawieść! Waszmość pani nie imaginujesz sobie snać, co mu grozi! Może zginąć, może stać się ofiarą mściwości!
Panią Walewskę jął drażnić ton głosu Boleszy.
— Zmartwiłabym się niepomiernie.
— Mościa pani, parole d’honneur! Tego zaręczenia nie dość! Trzeba go ratować, pani szambelanowa masz poniekąd obowiązek!... Zaczną się badania, co i z czego poszło... a stąd oczywisty dowód, nie koniecznie miły panu Anastazemu! Biedny Gorajski na inne względy rachował, ale kiedy afekt
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/304
Ta strona została przepisana.