na urząd, niewiele z niego, lecz trzeba w nim imienia i rodu strzec! Nie nasze pokolenie teraz, nie nasze już, co?!..
— Tak, tak! — powtarzała machinalnie pani Walewska, najęta w tej chwili postanowieniem stanowczego przedstawienia mężowi swego dwuznacznego położenia i zastawionych na ną sieci.
Szambelan nie był zadowolony z monosylabowych odezwań żony, lecz starał się zachować poprzedni dobry humor.
— Admirowałem cię wczoraj! „Vaubanka“, przyznaję, zmieniła się na korzyść! Uległa właściwie, musiała ulec — no, jak i wszyscy zresztą! Poniatowski jeszcze sztywnego symuluje, tylko, że niezręcznie, niezręcznie! Siedzi teraz na dole i czeka — niech czeka!...
— Książę Józef jest tutaj, u nas?!
Szambelan roześmiał się dobrodusznie.
— Zapytaj się raczej, moje serce, kogo tu niema i kogo tu nie było! Wyjrzyjno przed podjazd! Procesja od samego rana! Nie kazałem cię zawiadamiać! Jednego Boleszę dopuszczono, bo powiadał mi się z posłaniem od Vaubanki do ciebie!...
— Bolesza był z posłaniem hrabiny?!
— Tak mnie zapewnił, więc zezwoliłem; boć, moje dziecko, masz przecież swoją wolę! Nie chciałem ci przeszkadzać w niewieścich twych relacjach, ale co zresztą, toć nie widziałem racji, abyś miała honory robić lada komu! Pełne pokoje! Kogo niema i kogo nie było! Poniatowski, Potocczyzna, Maret, Łubieńscy, Sobolewski, Talleyrand, Corvisart, de Ségur, generał Vincent, Radziwiłłowa, Rautenstrauch, Duroc, Meneval, Wojczyński, Matuszewicz, Moszyńska, książę Ornano...
— Książę Ornano! — powtórzyła przeciągle szambelanowa.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/309
Ta strona została przepisana.