Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu szambelan urwał nagle, przypomniawszy sobie owe długie perswazje, któremi dręczyła go siostra przed ślubem z Łączyńską. Wszystkie obawy księżnej, będące w istocie odbiciem jego własnych myśli, stanęły mu przed oczyma...
Dotąd nie miał powodu narzekać na żonę, była uległą, cichą; jedyną winą jej były łzy, które coraz częściej przysłaniały jej wyraziste, jasne spojrzenie — jedyną pasją książki i klawikord. Szambelan te zalety żony przypisywał własnemu taktowi i usuwaniu z przed oczu jej wszystkiego, coby ją ciągnąć mogło poza granice jej komnat, coby rwało ją poza mury walewickich ogrodów. Występ dzisiejszy był niemal pierwszym występem pani szambelanowej, pierwszym krokiem na ślizkiej posadzce salonów...
Niepokój ogarnął pana Anastazego. Po raz pierwszy uląkł się tej samej atmosfery, bez której dawniej nie rozumiał życia. Chciał był już nawet zakrzyknąć na strzelca, by nawracał do domu, chciał skryć się przed światem i ze swoim skarbem i ze swoją niemocą starości — lecz było już za późno. Landara stanęła przed rzęsiście oświetlonym podjazdem pałacu księżnej. Szambelan zakrztusił się silniej i jął powoli wysuwać się z karety.
Przy wejściu na salę powitała Walewskich księżna, gospodyni domu, nizka, zasuszona, mocno wystrojona i uróżowana dama.
— Jak to dobrze! Mocno jestem obligowana!... Myślałam, że nie przyjedziecie!... Chère Marie — toujours belle!... Bez was... byłabym niepocieszona!... Proszę dalej! Xavier już był zaniepokojony!...
Pan Anastazy wyjąkał kilka słów powitania, złożył na ręce siostry ceremonjalny pocałunek, księżna zamieniła z szambelanową parę ukłonów i hałaśliwych cmoknięć, — zaczem państwo Walewscy weszli do sali.
Lekki szmer zaciekawienia powitał przybyłych. Pan Ana-