Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/311

Ta strona została przepisana.

łej swej uległości pozornej, do żadnych wyjaśnień nie dopuścił, a wkońcu, obsypawszy żonę przesadzonemi czułościami, sam pośpieszył wprowadzić sędziwego marszałka.
Pani Walewska nie umiała nawet zdobyć się na dość przystojne powitanie.
Małachowski nie zdawał się jednakże zwracać uwagi na to widoczne roztargnienie szambelanowej i pierwszy się odezwał.
— Waszmość panią trudzić się ważę, a niepokoić, lecz niech waszmość pani uwzględni wyjątkowe termina! Wyjątkowe!
Pani Walewska wskazała marszałkowi fotel.
Małachowski obejrzał się nieznacznie za odchodzącym szambelanem, poczem ociężale zasiadł i głowę pochylił na piersi.
Nastąpiło długie, nieznośne dla pani Walewskiej milczenie.
Szambelanowa rozumiała, że na nią była kolej zagajenia, odpowiedzenia, a nie znajdywała słów, ani przystojnych uprzejmości, nawet frazesu złożyć nie umiała. Cała natomiast uwaga szambelanowej skupiała się na chudej, zeschniętej postaci marszałka, na jego bruzdami zoranem czole, na zaciśniętych ustach, na spuszczonych sennie powiekach, na wyrazie powagi, bijącym z każdego ruchu, na jasności, spływającej nie tylko z korony śnieżnobiałych włosów, okalających głowę Małachowskiego, lecz tryskającej z każdego ruchu, z każdego drgnięcia muskułów twarzy, z każdego załamu popielatego fraka, z każdej fałdy jedwabnej chustki owijającej szyję, z każdej żyłki, przeglądającej po przez skórę długich, kościstych rąk.
Małachowski w tem bliskiem zetknięciu nie stracił nic w oczach pani Walewskiej, nie rozwiał żadnego z jej wysokich o nim wyobrażeń, raczej nakazywał tem większe