stazy sunął dosyć śmiało, chwiejąc z lekka batystową chustką i rozsyłając na prawo i na lewo ukłony; szambelanowa pod ogniem natrętnych spojrzeń, ścigających każdy jej ruch, każdy załam sukni, każde drgnięcie powiek — pobladła i szła obok męża, nie widząc nikogo, ani słysząc pochlebnych szeptów. Salon księżnej wydał się jej jakąś rażąco jasną otchłanią, wypełnioną po same brzegi jaskrawemi, szeleszczącemi materyami, zgiełkiem bezładnych rozmów, hałaśliwą pustką, obcą jej środowiskiem, w którem czuła się wystawioną na pokaz, na złośliwe uwagi, na dwuznaczne docinki. Był to ten sam świat, przez który przejść musiała w dzień ślubu — świat zimny, wielki świat.
Szambelan usadowił żonę na kanapce w pobliżu księżnej Dominikowej i pani Aleksandrowej Potockiej, a sam wsparłszy się o poręcz fotelu, wodził po sali tryumfującym wzrokiem. Żona jego była najpiękniejszą! A przecież w salonie nielada urodziwych kobiet było co niemiara, a pośród nich takie, których wdzięki słynęły po całym kraju. Więc panie: Sobolewska, Konstancya z Ossolińskich Łubieńska, Wincentowa Krasińska i Józefowa z Ossolińskich Rautenstrauchowa, Łuszczewska, Michałowa i Stanisławowa Potockie, nie licząc dorostających panien, ani takich, co nie mogąc zadowolić ogółu znawców, miały swoje partye wielbicieli.
Odosobnienie szambelana trwało krótko — pan Ksawery stanął przed ojcem i po zamienieniu sztywnego powitania wszczął rozmowę, z trudem siląc się na nadanie swym słowom odcienia serdeczności. Tuż za panem Ksawerym stawił się wnuk, pan Kazimierz Walewski, — za nim podążyła cała fala dawnych znajomych, lub takich, którzy poczytywali sobie za „miły sercu obowiązek“ być przedstawionymi panu szambelanowi. Pan Anastazy rozruszał się, a choć mu strzykanie za uchem dokuczać zaczynało — dał się powodować
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/32
Ta strona została skorygowana.