Pan Anastazy spiął się na palcach i skrzywił niechętnie.
— Proszę cię, zaniechaj tego śmiechu bo tak wygląda, jakbyś sobie za nic miała stanowisko, które nas czeka!
— Nas?!
— Hm, bezwątpienia, że nas! Uważasz, wszak i tobie chyba nie jest tajnem, iż najjaśniejszy pan ma ku tobie upodobanie! Cóż, trudno mieć mu za złe, można wiele zyskać, bardzo wiele, byleś była roztropną.
Pani Walewska spoważniała nagle i zagadnęła.
— Więc dajesz swoje przyzwolenie?
— Przyzwolenie? Tu nie ma mowy o żadnem przyzwoleniu. Cesarz radby mnie zjednać — toć widocznie! Chce mieć Walewskiego, chce pozyskać sobie zaufanie męża — tandem ma na względzie i Walewskę, mniema, jako żona ma wpływ. Temu nie skąpi wyróżnień, a tę darzy grzecznościami. Ergo, nasza dyplomacja takoż powinna się dopełniać. Oboje dajemy posłuch, no i oboje pamiętamy, aby się ladajako nie pozwolić zbyć! Najpierw tu... rozumiesz?!... Wielka wstęga! Bez wstęgi ani myślę imienia swego dawać! I cóż na mnie tak poglądasz dziwnie! Wstęga, powiedziałem!
Pani Walewska wzruszyła obojętnie ramionami.
— Jadę do pani de Vauban!
Ten zwrot niespodziewany zdziwił pana Anastazego.
— Do hrabiny? Teraz?!...
— Jadę!
— No... dobrze, ale pozwól, obiad! Mamy księżnę i pana Ksawerego z żoną — przytem prawdopodobnie który z generałów zostanie!...
— Muszę jechać!
— Jakto musisz? — protestował szambelan, drepcząc za żoną, która jęła pospiesznie poprawiać uczesanie przed zwierciadłem. — Nawet nie wypada! Mówiłem, że jesteś cierpiącą,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/321
Ta strona została przepisana.