aż ułożony na posłaniu zapadł w odrętwienie. Starcza apatja wzięła znów przewagę i sprowadziła go do poziomu kłócia za uchem i strzykania w kolanach.
Baptysta z flegmą spełniającego sumiennie swe obowiązki służbisty, pilnował zmiany wody gorącej w butelkach, rozgrzewających nogi szambelana, poił ziółkami i próbował uśpić opowiadaniami o księciu de Ligny.
Pan Anastazy stękał, sapał, to znów cichł i niby słuchał, lecz w istocie rzeczy tylko monotonny, miarowy takt zegara dosięgał go, on tylko zdawał się szambelana zajmować, jego ociężałe posuwanie się niepokoić. Ale snać szambelan nie ufał swemu wzrokowi, bo mimo, iż tarcza zegara biła ku niemu czarnemi cyframi, a mosiężnemi wskazówkami, pan Anastazy co chwila pytał o godzinę, a od czasu rzucał słabnącym głosem.
— Jaśnie oświecona pani przyjechała?!
Baptysta podnosił się z miejsca swego, około wezgłowia, wychodził do przedsionka, wracał i odpowiadał obojętnie.
— Nie przyjechała.
Po każdej takiej odpowiedzi szambelan wzdychał ciężko i znów zaczynał wsłuchiwać się w takty wahadła.
Około północy niepokój pana Anastazego wzmógł się.
— Baptysto, jaśnie oświecona pani?!
— Nie powróciła! Czekają z wieczerzą.
— Bardzo dobrze, ale... chyba musiała wrócić!
— Dowiadywałem się przed chwilą! Zapowiedziałem, żeby dali znać!
— Trzeba było posłać do pałacu pod Blachą!..
— Posyłałem, księżna Jabłonowska kazała uspokoić!...
— Tak! No, to dobrze!... Kiedy księżna mówiła... istotnie musiało coś wypaść! Mówisz co?! Nic! Bo, widzisz zmiany się gotują, wielkie zmiany. Jaśnie oświeconą panią tam oblegają, chcą trafić do mnie!... Uważasz! Natrzyj mnie wódką,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/330
Ta strona została przepisana.