dawalniając się pewnością pani de Vauban, bez wahania zawróciła ku miejscu, gdzie imć pan Józef Wybicki wiódł żywą rozmowę z szambelanową.
— A... pan poseł Wybicki! Niezmiernie miło! Czy nie przeszkadzam?
Wybicki skłonił się w milczeniu i spojrzał błagalnie na panią Walewską, ta ostatnia zrozumiała intencję spojrzenia i ozwała się.
— Daruj, mościa księżno, imć pan poseł jest przyjacielem ojca mego, mamy tyle do powiedzenia sobie rzeczy, tak mało interesujących kogokolwiek!...
Księżna drgnęła, lecz wykrzywiła usta do uśmiechu.
— Ach, to bardzo ciekawe! Nie wątpisz, Marylko, że każdy szczegół, ciebie obchodzący, najserdeczniej mnie zajmuje!
— Lecz to szczegóły mało zrozumiałe.
— Niedobre dziecko! — odparła spokojnie księżna, zasiadając przy szambelanowej — ani wiesz, jak czuję z tobą!
Pani Walewska nic nie odrzekła księżnie, a natomiast, zwróciwszy się do Wybickiego, rzekła z naciskiem:
— Zresztą, panie pośle, nie mamy nic nadto do mówienia. Słowa jego są mi zbyt drogie, aby mogły mi wyjść z pamięci!
Wybicki podniósł się ociężale.
— Nie moja wdzięczność za te wyrazy!...
Księżna złożyła usta do uśmiechu.
— Mości Wybicki, gdybym waszmości nie znała, gotowabym cię wziąć za mocno sentymentalnego!
— I może, mościa księżno, nie byłabyś daleką prawdy! Mam honor!...
Wybicki skłonił się i odszedł na stronę.
— Dziwak, nieznośny dziwak! — zaopinjowała księżna po oddaleniu się Wybickiego. — Co za manjery, co za pozy ministerjalne, doprawdy, że tu rozumieć nie mogę cesarza!...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/337
Ta strona została przepisana.