alfabetu, aż wkońcu zbliżył się z przesadzonym ukłonem ku damom i zadeklarował uroczyście.
— Pan Constant czeka!...
— No przecież! — westchnęła z ulgą pani de Vauban. Można tu doprawdy nauczyć się cierpliwości!
— Jakto?!
— Od godziny prawie... nie możemy się dostać do Constanta!
Komisarz wydął obwisłe policzki.
— Do pana Constanta! — poprawił z godnością. — Zależy o której godzinie! W nocy rzeczywiście lada komu nie wolno spacerować po cesarskiej kwaterze!
— Jesteś pan grzecznym!
— Jednakowo dla wszystkich! Proszę tędy!
Komisarz zawrócił szybko ku kotarze, zasłaniającej wyjście na korytarz, a stąd, po kilku zakrętach śród labiryntu wąskich przejść i niewielkich komnatek, zatrzymał się przed małemi drzwiami.
— Tu jest pan Constant!
Hrabina chciała ująć za klamkę. Drzwi atoli otworzyły się raptownie, ukazując suchą, kościstą głowę mężczyzny o małych, świdrujących oczach i jowialnie uśmiechniętej twarzy.
— Sługa najniższy! Proszę, proszę dalej! Może tu, na kanapce, będzie wygodniej....
Hrabina pociągnęła zlekka szambelanowę ku wskazanej kanapce. Mężczyzna kłaniał się, uśmiechał i mówił dalej.
— Może niewygodnie! Może lepiej tu, na prawo!... Już byłem w niepewności... bo dziesiąta się zbliża!... Duroc wprawdzie zaręczył, lecz z paniami trudna sprawa zawsze!... Przed dwoma laty z panią de Vaudey mieliśmy audjencję wieczorną, wyznaczoną od tygodnia z górą... Czekamy, mijają godziny, niecierpliwimy się... niema! Cóż się okazuje...
— Pozwól, panie Constant, że ci przerwę! — wtrąciła
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/355
Ta strona została przepisana.