— Ten nie ma wyobrażenia! Spotka go nawet nauczka, odeślemy go do Paryża żonie!... Ale, może wolno mi czem służyć pani szambelanowej!? Może kieliszek burgunda?... Bo to, panie, rozmaicie...
Pani Walewska spojrzała ostro na kamerdynera.
— Mój panie Constant, zechciej spełnić nadewszyslko swój obowiązek i zamelduj o mojem przybyciu najjaśniejszemu panu!
Na ten zwrot ostry, suchy, Constant wtulił głowę w ramiona i wyjąkał niepewnie.
— Owszem, właśnie... Rustan powiadomiony!...
Panią Walewskę odpowiedź ta wzburzyła, jakąś rozpaczliwą obudziła energję.
— Nie do Rustana miałeś mnie pan meldować! Nie przybyłam tu, aby antykamery zwiedzać — odjeżdżam!
Szambelanowa podniosła się i zmierzała ku wyjściu.
Hrabina porwała się za nią i jęła zatrzymywać.
Constant, przerażony tą stanowczością, usprawiedliwiał się, a perswadował.
— Ani myślałem urazić!... Pani szambelanowa raczy się mylić!... Z powodu spóźnionej pory jesteśmy w oficynie zamkowej... Rzecz się natychmiast ułoży...
— Ależ naturalnie, Marylko, pan Constant jest....
— Z całą życzliwością, pani szambelanowo dobrodziejko! Z całym szacunkiem.... Poczekalnia cesarska pełna ordynansów!... Czyżbym śmiał tam wprowadzać...
— Bezwątpienia, drogie dziecko, pan Constant tylko przez życzliwość...
— Wracam.
— Bądź rozsądną! Pomyśl, co świat na to powie! Zastanów się!...
Lekkie pukanie do drzwi w głębi przerwało zatarg.
Constant uchylił pospiesznie drzwi, — zamienił kilka słów
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/358
Ta strona została przepisana.