Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

Cesarz znów jął przechadzać się, zatrzymując się niekiedy przed biurkiem i zaglądając do rozłożonych papierów, jakby treść ich sprawdzając.
Pani Walewska, po zagaszeniu świeczników, powróciła na miejsce swe na kanapie, okrążając biurko, aby nie spotkać się z przechadzającym się cesarzem.
W gabinecie zapanował półmrok — słabo rozpraszany przez stojącą na biurku lampę olejną, osłoniętą zielonym, przezroczystym daszkiem, a skupiającą swe promienie tylko na papierach i tekach.
Szambelanowa ścigała nieznacznie sylwetkę cesarza, lecz ta ginęła raz po raz w mrokach, rozpływała się, ledwie za zbliżeniem się ku lampie migała barwami munduru, a ukazywała ostre kontury głowy.
Pani Walewska liczyła machinalnie poruszenia zegara.
— Pięć... dziesięć... dwadzieścia... trzydzieści! Nie — tak dłużej być nie może! Wstanie i wyjdzie! Cesarz jest zajęty! — nie ma czasu!... Powinna oddalić się niepostrzeżenie!... Późno! bardzo późno!... A tam Vaubanka bawi się domysłami!... Czy ona jedna?! Księżna Jabłonowska, Ornano, Fryne — oni wszyscy... Swoją miarę przykładać chcieli do niego, do Napoleona!... A gdyby teraz zastąpić mu drogę, do nóg paść i powiedzieć, z czem przybyła! Wyznać całą prawdę — zawierzyć mu najskrytsze myśli!...
Szambelanowa uśmiechnęła się sarkastycznie do samej siebie.
— I jakże zacznie, jakiż punkt wyjścia znajdzie!... Wszak wezwano ją — a jeżeli... mimo tego wezwania, nie mają nic do powiedzenia, jeżeli nawet nie czują się w obowiązku wyrzec kilku zdawkowych wyrazów grzeczności, jeżeli traktują tak zimno, tak obojętnie, ledwie racząc uwagę zwrócić na jej obecność, to gdzież sposobność do zagadnięcia, do przedkładania próśb!... Cesarz mówił, żądał rozmowy, schadzki!..