— Tak, najjaśniejszy panie, mam prośbę!... Więcej niż prośbę!...
— Cóż takiego?!
— Abyś mnie, najjaśniejszy panie, nie lżył!... Abyś nie poniewierał!...
Głos pani Walewskiej złamał się i przeszedł w spazmatyczny szept.
— Abyś nie poniewierał.
Oczy Napoleona zadrgały żywym blaskiem, usta złożyły się do łagodniejszego uśmiechu.
— Jesteś rozkapryszonem dzieckiem! Nie bierz źle moich słów!... Siadaj tu, przy mnie! Tak!... Opanowałaś mnie! Myślisz, iż rad jestem temu uczuciu?!... Pierwszybym chciał potargać te więzy, któremi mnie omotałaś!... Stąd wzburzenie! Oho! moja maleńka — myślałaś, że opór jest tylko twoim przywilejem!.... Boisz się!... A sądzisz, że głębie twych oczu, że te piękne pazurki, te perłowe ząbki nie są niebezpieczniejsze stokroć?!... Ja ciebie poniewierać?!... Masz słuszność! Przyznaję się! Wiesz dlaczego? — Bo mi się zdało, iż przybyłaś tu nietylko po to, aby mnie łańcuchami spojrzeń twych skuć, lecz aby mi nadto wydrzeć jeszcze bodaj cząstkę z mojej mocy!... Bo mi się zdało, że nie przyszłaś do mnie — tylko do mojej korony, do mego berła, do gronostajów!... Co — może zaprzesz!?... Widzisz!... masz więc prawo dziwić się! Ja ciebie lżyć! Jesteś mi taką, taką... że gdybym mógł podniósłbym cię tam, gdzie ani ja schylać się do ciebie, ani ty do mnie wspinaćbyś się nie potrzebowała! Poniewierać cię!... Marjo, ja ciebie chcę, bo ja ciebie muszę kochać! Anim cię szukał, ani poznać starał, sama zabiegłaś mi drogę...
— Czy nie wolno poddance...
— Nie mów tak! Przeznaczenie wiodło cię... i stało się!... Przyszłaś! Dziś, teraz, nie wypominaj nawet pobudek, które
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/378
Ta strona została skorygowana.