Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

— Prosimy — słuchamy!...
— Jedźmy jutro... na spotkanie cesarza!
— Ale dokąd? Czy podobna!?
— Możnaby się dowiedzieć o godzinie przyjazdu.... Sanna znakomita.... Każę zaprządz do mojej kałamaszki i powiozę panie na spacer!...
— Wybornie! Doskonale! Kuzynku, jesteś szarmancki!... Słyszysz, Marysieńko... Umawiamy się i bez audyencyi, bez ukłonów! Pani Sobolewska pokazywała te ukłony mamie... trzy naprzód i trzy wtył... bardzo trudne!... Księżna wojewodzina o takich nie słyszała — u nas na dworze, były dwa! Ukłonimy się pięknie cesarzowi z sanek i zajrzymy mu w oczy... Oczy musi mieć straszne! Więc jutro!...
— Na mnie nie licz, Żanetko... rano wyjeżdżam z mężem!...
— Nie bądźże taka uparta — już ja tego okrutnego męża biorę na siebie! Tylko trzeba dokładnie ułożyć plan wyprawy! Kuzynek przyjedzie zaprosić na przejażdżkę... broń Boże, proszę nas nie zdradzić!... Tylko dokąd pojedziemy?...
— W tej chwili się dowiemy!... Musimy wciągnąć jeszcze kogoś do spisku!... Kogoś świadomego a dyskretnego!... Mam! Chevalier Gorayski!... Zaraz go tu przyprowadzę!
— Wiktor jest nieoceniony! — zwierzyła się Żanetka szambelanowej, po odejściu Ossolińskiego, nie zauważywszy, że ta ostatnia pobladła dziwnie.
— Mam z niego prawdziwą wyrękę! Jedyny do sekretu!... Już to sprawdziłam! Żal mi go, że jest uważany i za młodzieniaszka!... Ma całe siedmnaście lat skończonych, w równym i wieku ze mną... a to wszystko pani oboźna!... Sama córkę zamąż wydała — teraz nie ma na kogo — więc gdera i na bratanka!...
Pani Walewska nie zdążyła odpowiedzieć przyjaciółce, gdy Ossoliński, prowadząc pod rękę młodego mężczyznę, o twarzy ściągłej, bladej, lekkim okolonej zarostem i smut-