Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

częli — musiało runąć!... Pani starościna dokonała reszty! Nie wasza jedna fortuna!... Przepadło ich niemało! Warcholstwo jadło, aż zjadło!... Kto statku strzegł, nie zrywał się, ten ma!...
Szambelan ziewnął przeciągle, rad zupełnie ze swej przezorności, co go uchroniła od niejednego kłopotu, a może i zatargu.
— Myślisz, mnie nie nachodzili!? Dawno, jak mi się Madaliński zwalił!? Parę lat! Nielada miałem z nim przeprawę!... Chciał mnie wciągnąć do swoich zamysłów! Ładniebym wyszedł!... Cóż — nie mówisz nic?...
— Jestem zmęczona!...
— Ha! Nie zatrzymuję! A jutro trzeba, żebyś do Żanetki pojechała! Weź ze sobą Domagalskiego!... Zresztą zobaczymy!...
Pani Walewska podniosła się, pochyliła głowę nad fotelem szambelana, odebrała od męża hałaśliwy pocałunek i wyszła do swojej gotowalni.


II.

Przed karczmą w Jabłonnej od wczesnego ranka kupiły się wasągi chłopskie, bryki szlacheckie, sanie i furgony wojskowe. Mimo dnia świątecznego ruch i zamęt panował, niby w dzień polowania czy festynu w pałacu księcia Poniatowskiego.
Lecz pałac stał cichy, milczący, spowity płachtami śniegu — karczma zaś buchała kłębami pary i trzęsła się aż od rejwachu i zamieszania.
Drogą od Serocka wlokły się całe sznury pociągów wojskowych, pędziły wózki węgierskie, kałamaszki, sunęły raźno poczwórne karety. Niezliczone te pojazdy zahaczały o karczmę i przystawały. Do izby gościnnej coraz to nowi przyby-