Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

wym, jednem spojrzeniem dostrzegł uchybienie i ozwał się po francusku do wyciągniętego jak struna oficera:
— Pan tu trzymasz porządek?
— Ja, panie marszałku!
— Zameldujesz się do mnie! Miesiąc aresztu! Uprzątnąć sanie!
Kapitan wpadł na woźnicę, lecz w tejże samej chwili z głębi sań dobył się dźwięczny głos kobiecy:
— Wybacz ekscelencyo... jedynie gorąca chęć zobaczenia najjaśniejszego pana przywiodła nas tutaj!...
Marszałek skłonił się uprzejmie mówiącej i odparł z łagodną stanowczością:
— Panie tu nie są winne!... Nieroztropność służbowego kapitana mogła i was narazić na niebezpieczeństwo!... Niech woźnica skręci na prawo!...
— Natychmiast to uczyni, ekscelencyo... tylko pozwól nam na okamgnienie spojrzeć w oblicze cesarskie! — zawołał z przejęciem drugi głos kobiecy.
Marszałek uśmiechnął się, obrzucił ciekawym wzrokiem piękną twarzyczkę i podszedłszy do sań, wyciągnął rękę.
— Pozwól, pani, ze mną, proszę!
Młoda dama bez wahania wyskoczyła z sanek. Marszałek podał jej ramię, nie zwracając uwagi na młodszą, która spieszyła za swoją towarzyszką.
— Pani nazwisko!? — zagadnął pospiesznie marszałek.
— Marya Walewska — odpowiedziała ze wzruszeniem zapytana, czując na sobie bystre, przenikliwe spojrzenie, idące ku niej z głębi karety.
Marszałek zatrzymał się przed otwartemi drzwiczkami.
Sire! Ta dama ośmieliła się zajechać nam drogę, byle ciebie ujrzeć, najjaśniejszy panie!...
Napoleon pochylił się ku przodowi.
— Jestem bardzo wdzięczny!... Musisz być równie dobrą,