— Ależ skąd!... Był wzruszony!... A jak na ciebie patrzył!... Ale ten generał z nim to bardzo gładki!... Kuzynku Wiktorze, nie wiesz, jak się nazywa ten generał...
— Zaraz, tylko wydostaniemy się!.. Z drogi! — wołał na koźle Ossoliński, nie mogąc uporać się z końmi.
— Niech Domagalski weźmie lejce!...
— Byle prędzej stąd! — gorączkował się Ossoliński. — Gotowi tu do nas przystawać!... Patrzcie... ten oficer biegnie ku nam!
— Domagalski, skręcaj! — wołała Żanetka, dostrzegłszy, że istotnie kapitan służbowy, którego spotkała bura od marszałka — przeciskał się między tłumem do sani.
— Byle prędzej, byle prędzej! — napominała szambelanowa.
Domagalski odebrał lejce Ossolińskiemu — smagnął batem po koniach i, upatrzywszy pusty wylot ku polu — ruszył bez namysłu. Konie wyrwały sanie z przed karczmy i poniosły polami, zataczając wielki łuk ku drodze do Warszawy.
Szambelanowa odetchnęła.
— Ah, dzięki Bogu, żeśmy się wydostały!...
— I cóżby nam uczynili! Rozmawiałaś z samym cesarzem!
— Nie śmieliby! — przytwierdził Ossoliński.
— Więc opowiedz, jak było?! Moją droga! Słyszałem tylko, jak mówił: „vous pleurez?“ — Mnie samej czegoś płakać się chciało!... No, powiedz!...
Pani Walewska głosem wzruszonym po kilkakroć musiała powtarzać szczegóły rozmowy. Żanetka nie posiadała się z ukontentowania.
— Wiesz, Marysieńko!... Takiego zakończenia się nie spodziewałam!... A co!... To nam się wyprawa udała!... Pani wojewodzina jest pewna, że my jesteśmy gdzie pod Ujazdowem!... Otul się, bo zimno!... A my rozmawiamy sobie z Na-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/58
Ta strona została skorygowana.