— Tylko, moja Żanetko — upominała szambelanowa — pamiętaj, do nikogo ani o spotkaniu, ani o naszej wycieczce... pary z ust!
— Do nikogo?! — powtórzyła z żalem Radziłłówna.
— Bo pochwycą — bajka z tego urość gotowa... a wiesz sama — nie dalej jak wczoraj... sama mi powiadałaś, a raczej waćpan, panie kawalerze!...
— Nie chciałem urazić!... Imć panna Żanetka...
— Marysieńko — zaklinam ci się, nam powiedziano — nawet mi przez myśl nie przyszło, że ta historya z Walewskim!... No daj, niech cię uściskam!... Słóweczka nie pisnę do nikogosieńko... tylko madame Luize... powiem może coś, ale tak, że się nie domyśli...
— Żanetko, jeżeli mi dobrze życzysz!...
— Ale nie znasz madame Luizy — ona do sekretów jest bardzo!... Pani kasztelanowa nie ma przed nią tajemnic!... Madame tylko mnie jednej czasem coś powtórzy — zresztą nikomu na świecie!...
— Uczyń to dla mnie, Żanetko! Coby powiedzieli!... Na mnieby spadła cała wina!... Księżna Jabłonowska nigdyby mi nie darowała!...
— No, przecież z cesarzem rozmawiałaś!...
— Nic to, nic! Spaliłabym się ze wstydu — mogłoby to dojść wreszcie do zamku... Nie wiem sama!... Przyrzeknij mi!...
— Kiedy tego chcesz tak bardzo! — odrzekła melancholijnie Żanetka.
— I pan, panie kawalerze! — nalegała pani Walewska.
— Ja!? Oczywiście! Parol na sekret!
— Do nikogo!...
— Parol przecież! — odrzekł dumnie Ossoliński, skubiąc z fantazyą puszek pod nosem.
Sanie dotarły do mostu — okazały przepustkę i z trudem
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/64
Ta strona została skorygowana.