Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

raz jeszcze uroczyste ponawiając życzenia i zawiadamiając, iż cała jego najbliższa rodzina nie omieszka stawić się przed oblicze jegomości.
Szambelan podziękował, życzenia odwrócił, zastrzegł się przed odwiedzinami wnuka, a na pożegnanie wspomniał coś o poniesieniu wydatków ślubnych, gdyby małżeństwo z Radziwiłłówną doszło do skutku.
Po oddaleniu się pana Ksawerego — szambelan zadzwonił na pokojowca i zapytał, czy żona nie przyjechała, a odebrawszy przeczącą odpowiedź, zapadł w nerwowy rozstrój. Nieomal ze złością wspomniał sobie rozmowę z synem. Chciał raz jeszcze przekonać się do pana Ksawerego, a tu odstrychnęło go silniej niż zwykle.
W pojęciu szambelana, pan Ksawery nie miał w sobie nic ani z jego ambicyi, ani z upodobań, ani z manier, ani z temperamentu. Siedział w Warszawie, już niewiadomo, które rządy przeżywał, a przy żadnych nie umiał zawisnąć... Prawda, spodziewał się zawsze, starał się, kręcił po salonach i niczego nie dokazał! A przecież miał drogę utorowaną i urodzeniem, i pokaźną fortuną, i całym splendorem ojca, dziada i pradziada! Boć szambelan był jednym z najstarszych kawalerów Orła Białego, a szambelanią wziął nawet bez umizgów do kamerdynera królewskiego, Ryxa. Teraz to samo — lada Wybicki Francuzami dowodzi, a pan Ksawery narzeka i wzdycha, a co w odezwaniu się, we wzięciu na szaraka kroi!
W tem miejscu przyszła mu na myśl uwaga syna o spacerze szambelanowej. Pan Anastazy odpalił ją — ale w głębi uczuł się zaniepokojonym.
W Nowy Rok promenada z młokosem bez asysty starszej — i to jeszcze z Ossolińskim, który smali cholewki do Radziwiłłówny...
Szambelan mimowoli spojrzał na zegar — była godzina druga.