jakiś tam Dąbrowski!... Talleyrand bardzo układny... Powiedziałem mu moje opinie — niech wiedzą — wojna wojną — lecz z rodzinami zadzierać nie można!... ani senatorskich krzeseł obsadzać gminem!...
Pani Walewska patrzyła tak dziwnym wzrokiem na szambelana, że aż go to poruszyło.
— Cóż mi się tak przyglądasz?
— Nic — tylko nie wiem o czem mówisz!
— Powiedziałem — był Talleyrand!
— Minister cesarza?
— Więc nie taki personat, aby mu progi Kolonny Walewskiego były za nizkie!...
— Czegoż chciał?
— Dowiedział się, że jestem jeszcze w Warszawie i przyjechał z życzeniami noworocznemi... juści nie z własnego afektu — poprostu chciał się zapewnić, czy przyjmę „inwitacyę“ na zamek... Właściwie trudno było odmówić! Uważasz, cesarz pragnie mieć przy sobie kogoś więcej nad pana Gutakowskiego, czy Wojczyńskiego!... Co robić — trzeba będzie ofiarę uczynić!... Domagalski ruszy na noc do Walewic — należy ściągnąć kilkoro ze służby, zwieść nieco sprzętów... a i tu należy niejedno zmienić!... Może wypadnie kogo przyjąć — niezawodnie trzeba będzie... Acani musisz pomyśleć o stroju... Trudno — nie po sercu mi taka fatyga — lecz coś przecie dla ojczyzny należy poświęcić. Zachód nie lada, a wymówić się nie podobna — mieliby powiadać potem, że umyłem ręce, że się odstrychnąłem, że samolubem jestem!?
Pani Walewska tem przemówieniem męża jeszcze bardziej była zdumioną, niż w pierwszej chwili.
— Więc cóż zamyślasz czynić?
Szambelan zakrztusił się i szarpnął niecierpliwie swą
gwiazdą orderową.
— Jakże sobie imaginujesz? Szabelkę przypaszę i na wo-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/82
Ta strona została skorygowana.