Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

— Wydał ci się?
— Owszem!
— Ja myślę! Taki cesarz!... Tylko na drugi raz miej zastanowienie i nie narażaj siebie i mnie na obmowy!... Kto wie, co wypadnie — może trzeba będzie ważyć każdy wyraz, każdy krok... Nie chcę ci czynić wyrzutów, jeno zalecam baczenie... Ale, a skądże ten Ossoliński się wziął z wami?
— Krewniak Żanetki, przytem jej adorator!...
— Wcześnie trznadel zaczyna. A jakże, wypośrodkowałaś Żanetkę w skłonności do pana Kazimierza?
— Nie było sposobności — przy Ossolińskim trudno...
— Hm... Nic nie szkodzi!... Pani Dominikowa jeszcze się napraszać będzie sama z ręką córki!... Jutro rano pojedziemy do księżnej — trzeba, żebyś się z nią naradziła, gdzie najlepiej zamówić suknie i jakie!... Ona najlepiej ułoży wszystko... Ile trzeba — dostaniesz!... Do Walewic dziś poślę. Jeszcze ze dwie pary koni muszę sprowadzić — koczyk lżejszy, sanie... może i starego Śmigowskiego... Gdyby przyszło ugościć... Kredensu może zbraknąć... Zrób-że wypis, które sepeciki najpilniejsze, a nie zapomnij o piwnicy... choć Śmigowski będzie wiedział.
Szambelan dreptał po pokoju, przysiadał, trzaskał tabakierką i coraz szersze plany kreślił — tak, że gdy go senność zaczęła morzyć, stanęło na tem, aby bezmała cały dwór walewicki do Warszawy sprowadzić.
Szambelanowa próbowała odwieść męża od takiego postanowienia, lecz jeno tem większy w nim wywołała opór i przyśpieszyła wydanie rozkazów, a nadto rozdrażniła pana Anastazego uwagą, że ani bywanie na wielkim świecie, ani nawiązywanie stosunków wcale jej się nie uśmiecha.
Szambelan wybuchnął:
— Acani się zdaje, że dla jej fochów zaniedbam sprawy publicznej, że zaszyję się w kącie, że panu de Périgord afront