Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

— Proszę waszej wielmożności... jeno że tam czekają na mnie — mam jechać do Walewic... i duchem wracać!...
Szabelanowa podeszła do strzelca i położyła mu rękę na ramieniu.
— Miałam ciebie za oddanego mi i wiernego.
Domagalskiemu oczy się rozbłyszczyły.
— Jam gotów, proszę waszej wielmożności... byle...
Tu stary strzelec urwał nagle i spojrzał dziwnym wzrokiem na kwiaty.
Szambelanowa odgadła znaczenie tego spojrzenia.
— Domagalski, — rzekła z naciskiem, — znasz mnie od dziecka... tu nie rzecz w dokonaniu posłania, lecz w istotnej przysłudze... Kto inny powinienby o tem pomyśleć... Lecz ciebie niewolić nie chcę... Widzę, że nie masz ochoty — zostaw te kwiaty — odniosę je sama!...
— Proszę waszej wielmożności, jam gotów!... Gdzie trzeba pójdę... niech sobie... bodaj nie wiem co przyszło...
Szambelanowa powtórzyła rozkaz, zalecając Domagalskiemu kilkakrotnie, aby się nie dał byle czem zbyć i do marszałka dworu dotarł i kwiaty mu doręczył, unikając tłumaczeń i odpowiedzi.


IV.

Nazajutrz, z samego rana, do sypialni pani Walewskiej zapukał Baptysta, zwiastując przez drzwi, że pan Anastazy czeka już na szambelanowę, gotów do wyjazdu.
Pani Walewska jęła ubierać się pospiesznie, lecz zanim zdążyła się uczesać — dano jej znać o przybyciu księżnej siostry. Szambelanowa chciała ją prosić o chwilę cierpliwości — gdy księżna Jabłonowska wsunęła się niespodziewanie do sypialni.