trzeba poświęcić, niejednego się wyrzec... W Warszawie zostać musimy... niepodobna mi uchylać się...
— Ach tak! — zauważyła księżna, nadając temu wykrzyknikowi szczególniejszy akcent.
Szambelan wzruszył ramionami i podniósł się na palcach.
— Mnie samemu nie jest po myśli... ale cóż — niepodobna się wymówić... mogliby powziąć urazę... a nadto, gotowiby wypominać, żem nie chciał, żem zezwolił na panoszenie się rozmaitych ichmościów... Tedy, mniemam, że nie odmówisz Marylce... że pomożesz jej...
— Ależ! Mój Anastazy... skoro sobie tego życzysz... Jam gotowa!... Bardzo chętnie!... Joubert sprowadził prześliczne materje — jest w czem wybierać!
Tu księżna z całym zapałem jęła projektować toaletę dla szambelanowej, snując dobory kolorów, a osobne czyniąc plany dla muślinów, aksamitów, madrasów, triestów i „ostindyjskich“ tiulów.
Pan Anastazy dzielnie sekundował siostrze, każdem spięciem, każdą wstążką się zajmował, nad każdym szczegółem się zastanawiał.
Niekiedy przykładał szkła do oczu, mierzył badawczem spojrzeniem postać żony i dopiero decydował.
Pani Walewska nie przyjmowała zupełnie udziału w rozprawach i zachowywała się tak, jakby nie o niej mówiono, jakby nie dla niej gotowano te wszystkie świetności.
W trakcie tych narad, dano znać szambelanowi o przybyciu wielkiego marszałka dworu, Duroca.
Pan Anastazy bez zbytniego pośpiechu jął zbierać się do wyjścia na spotkanie gościa.
Księżna nie mogła ukryć zdziwienia.
— Duroc!? Duroc u ciebie!?
— Phi!... Wczoraj był pan de Périgord... dziś Duroc... aż do uprzykrzenia! — odrzekł spokojnie szambelan i wyszedł.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/97
Ta strona została skorygowana.