Księżna zwróciła swe małe, przenikliwe oczy na panią Walewską.
— Cherie! Stokroć cię admiruję... nie spodziewałam się wcale po tobie takiej finezji!... Moja droga, już mi nie przecz, toć przedziwna finezja!... Wczoraj, wyznam ci szczerze, bałam się trochę o ciebie!... Anastazy był w okropnym humorze... Rozumiesz. Mężczyźni są wszyscy jednakowi!... Wychodząc, nie byłam pewną, czy nie wybuchnie... czy ci nie zrobi sceny!... Każdy z nich umie być „pojedyńczym“... Słów nie mam dla twego taktu... To ci robi zaszczyt!...
— Nie rozumiem uznania, którem mnie księżna siostra raczy obdarzać!...
Księżna roześmiała się cicho i pogroziła figlarnie palcem szambelanowej.
— Oj, ty filutko, — powinnam się urazić na ciebie za ten brak szczerości... ale już wolę ci darować... Byle ostrożnie — kto wie!... Znałam panią Grabowskę, nikomu przedtem w głowie nie było, żeby dojść mogła do takiego znaczenia!... Ciebie to denerwuje — więc już nic nie powiem! Byle ostrożnie — byle ostrożnie!...
Szambelanowej łzy stanęły w oczach.
Księżna nie zwróciła uwagi na to rozdrażnienie. Po kilkakroć zaprzysięgła się, — że jak najlepsze ma intencje dla bratowej, — obiecała natychmiast objechać magazyny i sprawdzić, co jeszcze możnaby dobrać do stroju — i po najczulszych pożegnaniach odjechała.
Pani Walewska odetchnęła pełną piersią po oddaleniu się księżnej. O znaczeniu jej słów, o sensie domyślników nie mogła wątpić.
W szambelanowej zagrała obrażona, dotknięta do żywego duma. Za wietrznicę ją mają, — posądzać chcą o niewiadomo jak występne zamiary. Na plotce na niczem nie
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/98
Ta strona została skorygowana.