usprawiedliwionem przypuszczeniu, budują cały gmach domysłów...
Pani Walewska wspomniała na bukiet... na przybycie Duroca, który gościł w tej chwili u pana Anastazego i lęk ją zdjął. Lęk przed ludźmi, przed tajemniczymi uśmiechami księżnej, przed suchym, ironicznym rechotem Anetki Potockiej, którym powitała ją na pamiętnem zebraniu.
Pani Walewska podeszła do okna, przyłożyła rozpalone czoło do obmarzniętej szyby i zapatrzyła się w białe kwiaty mrozu.
Jakaś ciemń ją otaczała, jakaś tajemniczość, świadomość niebezpieczeństwa kołatała w niej przeczuciem. Po kilkakroć chciała wmówić w siebie, że ją dziecinne zdejmują obawy, że sama plącze, łączy ze sobą nic nie znaczące fałdy, że przesadza w dociekaniach, że kojarzy oderwane słowa, że księżna, mówiąc o utraconych starostwach, mniemała, że może się zdarzyć niewinna okazja... Lecz te tłumaczenia, któremi chciała się szambelanowa uspokoić, pokrzepić — nie trafiały do jej przekonania. Głos wewnętrzny mówił jej, że powinna natychmiast zwierzyć się mężowi, że powinna wyznać mu wszystko, co ją łamie, co napawa strachem...
Szambelanowa nie zdawała sobie jeszcze sprawy, co i jak powie mężowi — ale niemniej spowiedź taka wydała jej się konieczną — nieodzowną. W chwili, gdy pani Walewska utwierdziła się ostatecznie w tem postanowieniu — wyrwał ją z zadumy głos pana Anastazego.
Szambelanowa drgnęła, a spostrzegłszy przed sobą niezwykle uroczyście uśmiechniętą twarz męża, straciła pewność, czy wyznanie jej znajdzie upragniony oddźwięk.
Pan Anastazy po raz drugi tymczasem powtórzył:
— Pozwól na chwilę!... Duroc bardzo mnie obligował o zaszczyt przedstawienia się tobie!...
— Duroc?
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/99
Ta strona została skorygowana.