— Zachorowała i Vaubanka zatrzymała ją u siebie! Cóż w tem dziwnego!...
Szambelan roześmiał się sucho.
— Zachorowała! Proszę! Że nawet tych kilkudziesięciu kroków nie mogła przyjechać! Myślisz, że ja nie wiem?
— O czem?! — przerwała niespokojnie księżna.
— Goście z „pod Blachy“ ledwie się nad ranem rozjechali!...
— Ach — tak!
— Więc tego mało! Cóż ona ma tam do czynienia?!... Tam, gdzie mnie niema, i jej być nie powinno! Zezwoliłem, bo mi się zdawało, że idzie o jakąś tam grzeczność! Tymczasem, oni ją po prostu zagarnąć chcą — na swoją modłę przerobić, może przeciwko mnie uzbroić! Oho! Ale nic z tego!.. Nic... Krokiem ruszyć się nie pozwolę — ust otworzyć nie dam!... Vaubanka niech ani nie próbuje z wizytami się napraszać! A pani siostrze cale się dziwię, bardzo się dziwię, należało jej uwagę zwrócić, należało nie dopuścić do takiej konfidencji!...
— Mój Anastazy!
— Nie przecz mi! Byłaś tam! Wiem! Małachowski był, Wybicki, Sobolewski!... Cała Dąbrowszczyzna się zebrała!... Widzisz, że wiem! Wiem o konfederacjach, które odprawiano na uboczu. Wiem o wszystkiem! Nawet o uprzejmościach pana de Périgord!
— Musisz zatem wiedzieć i o przyznaniu ci szambelanji?!
Pan Anastazy spojrzał ze zdumieniem na siostrę.
— O przyznaniu szambelanji!
— No tak! W czem dowód, że Marie dobrze czasu użyła!... Duc Bassano półurzędownie ją o tem zawiadomił, a ona mnie z tem do ciebie przysłała!
Pan Anastazy wydął policzki, stuknął z lekka tabakierką i zauważył sucho.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/12
Ta strona została skorygowana.