często! Będę rad niezmiernie, jeżeli pan mi pozwoli usłużyć mu czemkolwiek!
— Dobroć...
— Nie mów tak do mnie, pułkowniku! Jestem przyjacielem Wybickiego, musisz go pan znać!
— Widywałem go dawniej w legji, lecz dzieliła nas taka przepaść nierównego stanowiska...
— Rozumiem, ale przepaście takie czasem nikną!... Jadę dziś do Warszawy. Mam nadzieję spotkania się z panem wkrótce! Ale może pan ma co do Warszawy?! Może listy?!
— Nie śmiałbym!
Bassano uśmiechnął się dobrodusznie.
— Cóż znowu, pułkowniku, toć mamy obowiązek dopomagania sobie! Uczynisz mi prawdziwą przyjemność, dając mi jakoweś zlecenie! A nie lekceważ ofiary, boć to kawał drogi i trudności wielkie!
— Mości książę, doprawdy, gdybym nie nadużył...
— Dalej, dalej, pułkowniku! Bez ceremonji! Wszystko, co zażądasz!
— Mości książę, mam siostrę, która bodaj że bawi w Warszawie! Więc chciałbym list do niej przesłać!
— Pan ma dwie siostry? — poprawił Bassano.
— Tak, mości książę, lecz chcę do starszej, do zamężnej...
— Do pani Walewskiej?
— Książę ją zna?!
— A, mój pułkowniku, jakżebym jej nie miał znać! Czy byłoby to możliwem?
— Gdybym zatem ważył się prosić o przesłanie listu...
Bassano spojrzał ze zdumieniem na Łączyńskiego.
— Listu do Warszawy, do pani Walewskiej! Do Warszawy?
— Tak mości książę, ale gdyby to miało trudzić...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/147
Ta strona została przepisana.