— Ach nie! Tylko pan sądzi, że pani Walewska jest w Warszawie?
— Bezwątpienia!
— Hm! W takim razie! Owszem! W każdym razie może pan być pewnym, że list dojdzie do jej rąk! Za godzinę przyślę do pana mego służącego.
Łączyński podziękował gorąco księciu i, pożegnawszy się z panem Flahaut, powrócił do swojej kwatery, aby nie zaniechać sposobności i z drogą Maryśką podzielić się nowinami o awansie niespodziewanym, o pobycie swoim w Ostródzie, o rozmowie i o całym przewrocie, zaszłym w biednem życiu porucznika-legjonisty.
Zaledwie pułkownik pisanie do siostry skleił, a służącemu księcia Bassano doręczył, już kapitan Flahaut zjawił się u niego z przypomnieniem o należnej wizycie marszałkowi Berthiér.
Wymówić się było niepodobieństwem ani od zaszczytu służbowego prezentacji u wicekonetabla, ani od całego szeregu nie mniej uroczystych wizyt.
Łączyński poddawał się bez oporu wszystkim wskazówkom kapitana, a gdy nakoniec pod wieczór wracał ze swoim przewodnikiem zmęczony, oszołomiony do swej kwatery, jął mu rękę ściskać a dziękować za trud i kłopot poczyniony.
Flahaut przerwał podziękowanie skromną uwagą.
— Panie pułkowniku, toć nie warto wspominać o takiej drobnostce!
— A nie, za pozwoleniem! Uważam się bezwzględnie za pańskiego dłużnika.
— Nic łatwiejszego w takim razie, jak jednem słowem ze mną się skwitować!
— Proszę, kapitanie, co tylko w mojej mocy!
— Otóż, gdyby pan zechciał wyrobić mi przeniesienie do głównego sztabu wraz z urlopem do Paryża!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/148
Ta strona została przepisana.