— Cóż potem!?
— Reszta zależała od pana. Dziś rano można było wątpić, czy pan zdoła utrzymać, się na powierzchni! Z cesarzem bywa ciężko! Nigdy się nie da obliczyć; pan miał szczęście podbić go od razu! Posłuchanie zdecydowało! Jest pan wciągniętym na listę dworu, już nawet nie sztabu, widziałem na własne oczy! No a ten, kto stoi tak blisko osoby cesarza, tego się tu nawet boją!
Łączyńskiemu ten wywód zdał się logicznym.
— Zgoda, tylko, żebyś mnie pan zabił, nie znam osoby, któraby za mną mogła była przemówić!
— Kto wie! W Warszawie cesarz był niezmiernie przystępnym!
— Nie, nie! Ani myśli! Mam wprawdzie szwagra Walewskiego, lecz na oczy go nie widziałem i mam prawo mniemać, że gdyby był mógł, to raczej o dymisjęby dla mnie poprosił!
— Hm! A pani Walewska!?
— Siostra moja! Musisz ją mało znać, kapitanie! Najzacniejsze stworzenie, przywiązane do mnie, ale aniby śmiała! Ani zdolną byłaby na myśl taką wpaść!
Na twarzy kapitana zarysował się zagadkowy uśmiech.
— A przecież kobiety czasem mogą najwięcej! Mogą wszystko!
— Nie znasz jej, kapitanie! — przerwał cierpko Łączyński.
— Niewinny domysł bez intencji!
Pułkownik zmienił przedmiot rozmowy. Flahaut przeczekał chwilę i pożegnał Łączyńskiego przypomnieniem mu swej próśby o wstawiennictwo do Berthiéra.
Pułkownik, pozostawszy sam, przyzwał ordynansa, nakazał mu, aby go zbudził po pierwszej pobudce, i na spoczynek się układł.
Po dniu pełnym tylu różnorodnych wrażeń, Łączyński po-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/152
Ta strona została przepisana.