Tam, u Berthièra, plątał się, pół godziny jedne i te same szczegóły tczewskiej rozprawy powtarzał, odpowiadał, jak żak, nie umiejący zadanych wokabułów, a równocześne dusił papiery w zanadrzu, papiery, zdolne może całą armję do broni porwać, rzucić o dziesiątki mil od Ostródy, Gdańska i Warszawy.
Łączyński, przerażony tym nieubłaganym wywodem, zaczął się pospiesznie odziewać, rozumiejąc, że tu o każdą sekundę iść może. Gdy atoli pułkownik chlusnął sobie wody na twarz i szyję, a oczy przetarł, ogarnęło go uczucie nowe zgoła, a nieznane. Stanęła mu przed oczyma cała ponura, straszna, lodowata treść posiadanych dokumentów i ścięła w nim krew w żyłach.
Pułkownik, wśród rozpraszających się mroków nocy, dostrzegł skrzące się na swym rozwieszonym starannie mundurze epolety i roześmiał się sucho do samego siebie. Kimże był?! Juści niegodziwcem, którego kupił sobie Bonaparte, a który gotów mu był duszę zaprzedać, który dorwał się do pełnego koryta napoleońskich względów.
Kilka dni temu jeszcze obejrzenie takich papierów targnęłoby w nim każdym nerwem, wyrwałoby mu z ust alarmujący okrzyk oburzenia, a dziś jest niby pies, co znalazłszy na drodze obrożę, aportuje ją panu, nie troszcząc się, że może sam będzie tę obrożę nosił; psu wystarcza, iż za to pogłaszczą go, a może kość rzucą!
Stokroć nikczemny! Bo cóż te dokumenty mówiły!
Cha, nic nad to, że Napoleon z Prusakami szachruje, że dlatego tu podnieca ogień, aby tem łacniej Prusaka do siebie skłonić, tem lepsze punkty dla siebie wytargować. I nic nad to, że dlatego jeszcze Francuzi w Warszawie do formowania regimentów wzywają, że król pruski sroma się zdradzić sojusznika, że nie chce przyjąć przedłożeń Napoleona!
I tej strasznej prawdy, odsłaniającej istotę bonaparto-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/154
Ta strona została przepisana.