Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/158

Ta strona została przepisana.

ka! A ja się wam tu przyglądałem i oczom nie wierzyłem! I gdzie, w cesarskiej służbie!...
Domagalski odchrząknął, przetarł oczy rękawem i, nie mogąc się jeszcze oswoić z widokiem pułkownika, powtórzył ze wzruszeniem.
— Już mi chyba większego szczęścia w życiu nie doczekać! Laboga! A będzie może chwila, jak wspominałem i myślałem:... a panisko moje nieboże gdzie tam się podziewa teraz!... Toć lata zeszły na czekaniu, na spodziewaniu, na tęsknieniu jednem!
— Widzisz, stary, nie zginąłem! No, chodź do mnie! Tak cię przecież nie puszczę! Patrz! Toć naprzeciwko ciebie od wczoraj jestem i, do licha, nie wiedzieliśmy nic o sobie!
Domagalski kiwnął w milczeniu głową, pułkownik powiódł go do swojej kwatery, na stołku usadził i zagadał żywo.
— Na dobrą wróżbę mi się jawisz! Chyba większa niespodzianka spotkaćby mnie nie mogła! Patrzaj, Domagalsiu, co?! Obaj żywiśmy! Co?!
— Paniczu mój! Wstać pozwólcie! Nie godzi się słudze!
— Siedź! Przyjacielem mi jesteś! A w dodatku teraz w cesarskiej barwie, toś już naprawdę osoba! No — no! Aniby mi w głowie było ciebie spotkać! Hm! Bo, widzisz, mój stary, tak mi się z naszym dworkiem kiernozkim wydałeś nierozdzielnym, że sobie go wystawić nie umiałem bez ciebie! Nie tłumacz się! Rozumiem, wszystko tam podobno się zmieniło — nie na lepsze! Wolałeś innego chleba szukać, nie mam ci za złe!
— Tamten, proszę panicza...
— Wiem, wiem, mój stary! Dobre te dawne czasy, ciężkie były, ale dobre! No, lecz do czarta, jakże dostałeś się na dwór do służby cesarskiej?
Domagalski machnął ręką.
— Et — tam! Kazali mi się wystroić tak, będzie temu ty-