Baptysta wyszedł.
Pan Anastazy dyszał ciężko, szczękając zębami.
Księżna nie ustawała w perswazjach. Najżywszemi barwami wystawiała mu potęgę cesarza, uderzała zręcznie w ambicję szambelana, zaznaczając, iż teraz właśnie będzie mogła swobodnie się rozwinąć, a wkońcu nader przekonywająco doradzała rozpatrzenie się w sytuacji przed powzięciem decyzji.
Ten ostatni argument trafił panu Anastazemu do przekonania, bo podniósł się, zadzwonił na pokojowca, wdział pospiesznie frak i wyszedł do księcia Frioulu.
Księżna Jabłonowska po oddaleniu się brata, odetchnęła głęboko i, zaleciwszy Baptyście, by dał jej znać, skoro tylko wielki marszałek odjedzie, sama udała się do komnat pani Walewskiej. Tu, przywoławszy służebne, kazała zapakować pospiesznie rzeczy szambelanowej i wydać je czekającym u podjazdu strzelcom. Załatwiwszy tę czynność, księżna powróciła do gabinetu brata i, upewniwszy się, że książę Frioulu jeszcze nie odjechał, jęła skracać sobie czas oczekiwania pisaniem listów.
Upłynęła dobra godzina, zanim w perspektywie komnat dały się słyszeć przyciszone, chwiejne kroki pana Anastazego.
Księżna drgnęła i jęła skupiać całą przytomność, aby wytrzymać niewątpliwy atak i tem samem spełnić podjęty obowiązek. Więc przyłożyła mocno wyperfumowaną chusteczkę do ust i, wsparłszy się lekko o krawędź biurka, czekała. Czekała z tem wzruszeniem, które w przełomowych chwilach życia daje tylko świadomość słuszności, wiara w dobro sprawy.
Pan Anastazy szedł szybko, drepcąc z niebywałą u niego werwą, a cisnąc mocno zwinięte rulony papieru. Peruka zsunęła mu się na czoło i zwichrzyła, żabot przekręcił, koł-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/16
Ta strona została przepisana.