Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/172

Ta strona została przepisana.

piero, jak poznasz sprawę, ucałujesz swoją Maryśkę! Nieprawdaż? A mnie tak tęskno do twego uścisku, do całunku, tak bardzo tęskno!
Szambelanowa łzami się zalała.
Łączyński siedział bez ruchu, spoglądając szklistym, matowym wzrokiem na siostrę i ani jednem drgnięciem muskułów twarzy nie objawiając, że rozumie, co do niego mówi siostra, że słyszy.
Pani Walewska otarła szybko łzy, ręce na kolanach brata złożyła i zaczęła urywanym, drżącym głosem spowiadać się przed nim, spowiadać ze wszystkich przeżytych w rozłące z nim chwil, ze wszystkich smutków, rozczarowań, tęsknic, nadziei, walk, goryczy, rojeń.
Spowiadała się, to śmiejąc się, to płacząc, to sięgając myślą do rodzicielskiego dworku, do najodleglejszych dla pamięci kresów, to znów z otuchą i odwagą wyprzedzając czas o dziesiątki lat i śmiałe stawiając wróżby, to nakoniec z bolesnem zalęknieniem rozpowiadając pułkownikowi wypadki dnia wczorajszego.
A gdy wreszcie całe swe skreśliła dzieje, gdy najskrytsze odsłoniła myśli, gdy sięgnęła nawet do takich zakamarków serca, których sama nie śmiała przezierać, gdy uczuła, że niema już wyrazu, któryby mógł oskarżenie się jej własne spotęgować lub usprawiedliwianie wzmocnić, ukryła twarz w dłoniach, do kolan brata się pochyliła i umilkła.
W komnacie zapanowała chwila śmiertelnej głuchoty, chwila strasznego wyczekiwania dla pani Walewskiej.
Łączyński siedział skamieniały, z oczyma utkwionemi nerwowo w koronie włosów siostry, z rękoma wystygłemi, bezwładnemi.
Pani Walewska nie mogła dłużej przenieść milczenia, odrzuciła głowę w tył, zacisnęła ręce na rękach brata i rzekła ze drżeniem.