Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/175

Ta strona została przepisana.

— Cha — cha! Czyś już tak spodlała, czyś straciła zmysły? Zdaje ci się, że ty u niego Rzeczpospolitę wyprosisz! Cha — cha!
Pułkownik skrzywił się pogardliwie, pani Walewska szeptała gorączkowo.
— O, ty go nie znasz! Sądzisz źle, nie rozumiesz jego ku mnie przywiązania.
Łączyński wydobył z zanadrza zwój papierów i rzucił go szambelanowej pod nogi.
— Masz tu odpowiedź! Masz dokumenty na to, że znam go i że znam ciebie! Przeceniłaś swe wdzięki! Dosyć! Oddasz mu to wszystko i powiesz, że nie masz brata.
Pułkownik nacisnął spokojnie kapelusz stosowany na głowę i zawrócił ku wyjściu.
Pani Walewska targnęła się rozpaczliwie za nim, chcąc go zatrzymać.
Łączyński zmierzył ją zimnem spojrzeniem i odepchnął.
— Z drogi, moja pani!
— Pawle, ty mnie nie odejdziesz! Nie porzucisz... swej Maryśki!
Pułkownik odetchnął głęboko i odparł z trudem.
— Moja Maryśka umarła!
Pani Walewska poruszyła zbielałemi wargami lecz głos odmówił jej posłuszeństwa.
Pułkownik wyszedł.


V.

Niepomału się zdumiał zabiegliwy pan de Flahaut, gdy, chcąc przypomnieć pamięci Łączyńskiego swą prośbę o wstawiennictwo do marszałka Berthiér, zastał pułkownika w starym uniformie legjonisty.
Układny sztabowiec, nie dał poznać swego zdziwienia dla tego przebrania, ani dla nieładu, panującego w komnatce