— Bardzo zaszczytne.
— Teraz, ale nie wówczas, gdy wychodziła zamąż za pułkownika gwardji korsykańskiej Ludwika Ornano, potomka udzielnych hrabiów!
Pani Walewska uśmiechnęła się na tę tyradę, kapitan spostrzegł się i zawstydził własnej chełpliwości.
— Więc pański ród pochodzi z Korsyki!?
— Urodziłem się w Ajaccio!
— Służba wojskowa ma zatem dla pana podwójny urok! Da mu też zapewne...
— Kto!? — przerwał raptownie Ornano.
— Ach, panie kawalerze, służba, cesarz!
— Wziął mi już więcej, niż dać może!
Pani Walewska zwróciła twarz ku kapitanowi, a napotkawszy na drodze swych ócz płomienne spojrzenia Ornana, pochyliła głowę.
— Skąd takie mniemanie? — odrzekła po namyśle. — Czy ten, kto sięga po to, czegobyś pan może chciał, lecz co nie jest twojem, zabiera tem samem twoje dobro?!
— Ma pani słuszność — odrzekł ponuro kapitan. — Trzeźwości i rozwagi można się od niej uczyć! Nie każdy posiada sztukę ważenia słów.
— Choć i panu, jako oficerowi pułku, mającego tyle dworskich obowiązków...
— I dlatego dziś jeszcze zażądam przeniesienia mnie do linjowych dragonów czy strzelców.
— Ucierpi na tem pańska karjera!
— Ale zyska serce! Zresztą tak będzie!
Pani Walewska przystanęła raptownie.
— Jesteśmy na miejscu!
Ornano obejrzał się ze zdziwieniem, a postrzegłszy teraz dopiero wielką szopę, ozdobioną sztandarem strzelców konnych gwardji, przyznał.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/201
Ta strona została przepisana.