tak, że kto wie, gdzie więcej pożądają traktatu. Zresztą, co najcięższe załatwiłam, de Ligny dotrzyma święcie... Być może nawet, że jutro będziesz miała wiadomość... no, co tu długo mówić kurjer od Schwarcenberga niezawodnie przyjedzie! Kurjer sekretny, w przebraniu, sama nie wiem jakiem, ani śmiem go się domyślać. Przywiezie ci pisanie, może zażąda responsu i zniknie równie niepostrzeżene, jak przybędzie. I nikt, nikt zgoła nie będzie się go domyślał. Nieprawdaż, chèrie, że to ma swój urok! Tajemniczość, nie uwierzysz jak ja przepadam za tajemniczością! Może pisanie będzie miał zaszyte, może ci je poda w gruszce albo w jabłku! Od wczoraj już się gubię w domysłach. Robi mi to nawet efekt w nerwach. Trzebaby może się przygotować. Pisanie musi mieć swój ton, swoją zawiłość, a oprócz tego będzie musiało być prawdopodobnie szybkiem, natychmiastowem...
— Jesteś więc pewną, mościa księżno, że Schwarcenberg wyprawi do mnie posłańca?
— O, najzupełniej.
— W takim razie dziś jeszcze wydam rozkazy...
— Żadnych, żadnych rozkazów, moja najdroższa! Nic się tu nie powinno zmienić, nikt bawić w domysły!
Ja też rozmówię się tylko z dowódcą straży parkowej.
— Jakto?
— No bo przecież nie mogę żądać, aby stary Domagalski ze służebnemi tarmosił się z jakimś nasłanym drabem austrjackim.
— Co mówisz. Co chcesz czynić?
— Aresztować szpiega i oddać go w ręce żandarmerji.
Księżna Jabłonowska porwała się z ławki i z załamanemi rękoma przypadła do pani Walewskiej.
— Marie! Dziecko! Zastanów się co za idea! Ależ, ja na to nie pozwolę, ja tego nie dopuszczę, ja podobnej lekkomyślności nie zniosę! W rezultacie, wolno ci do niechybnej zguby
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/217
Ta strona została przepisana.