Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Bolesza dźwignął niedbale ramionami.
— O wstędze drugiej nie słyszałem...
— O jakichże nominacjach waćpan mówisz?!
— Więc szambelan dobrodziej nie wie o Komisji Rządzącej?!
Pan Anastazy poruszył się niespokojnie.
— Cóż to znów za komisja?!
— Rządząca, panie szambelanie! Czyli miłościwie już panujący imć pan poseł Józef Wybicki w siedmiu osobach!...
— Nie może być! Plotki! Ja nic o tem nie wiem! Marszałek ani wspomniał dzisiaj...
— Cale mi nie dziwno, bo to rzecz znana! Przecież od tygodnia aż swąd szedł z kuchni pana Talleyranda... a dziś jeno dekret ogłoszono. My, z łaski pana Bonapartego imci, Wybicki pierwszy...
— Porzuć waćpan koncepty, mów mi prawdę! Muszę ją znać! Może jeszcze czas! Na Zamek jadę, rzecz przedstawię, zażądam odwołania dekretu! Niebo i ziemię poruszę, bo w tem intryga tkwi!... Podeszli mnie, bez mojej wiedzy uknuli zmowę; może imienia mego użyli! Ani chybi, że użyli! Cóż — mów! Czemu nie mówisz?
Bolesza pogładził ociężale swój szeroki podbródek, pociągnął wina i ozwał się zimno.
— Do mówienia wiele niema! Komisja Rządząca jest i sześć departamentów także jest!...
— Lecz ja... założę protest... urzędu nie przyjmę... z żadnymi imć Wybickimi do czynienia mieć nie chcę!...
— Hm! hm! — odchrząknął z powagą Bolesza. — Rozumiem i dlatego oszczędzono szambelanowi fatygi.
— Któż zasiada, któż?! — badał drżącym głosem pan Anastazy.
— A no, przedewszystkiem luminarz Rzeczypospolitej,