na lęku i, nie troszcząc się oń więcej, wszedł na ganek i zakołatał energicznie.
Po dłuższej chwili i po jakimś wewnętrznym popłochu, który dawał się z łatwością rozpoznać w wytrysłych w różnostronnych oknach światełkach, — drzwi uchyliły się, ukazując schyloną postać starego sługi z latarką.
— Pani szambelanowa Walewska tutaj? — zagadnął po polsku przybyły.
Sługa wtulił głowę w ramiona i z podziwieniem poglądał na oficera.
— Cóż, nie rozumiesz? Madame de Walewska?
— Toć tutaj, proszę waszmości — tylko bo...
— Pilna sprawa! — dodał ostro przybyły.
Sługa skrzywił się, zaprosił ruchem ręki oficera do wejścia, zaczem podreptał do bocznej komnatki, zapalił w niej świecę i powróciwszy do oficera rzekł z grymasem.
— Niech wasza wielmożność pozwolą.
Oficer poszedł za wskazówką sługi, a znalazłszy się w komnatce, obciągnął z fantazją munduru, poprawił srebrne rzemienie sabertaszy, zadzwonił ostrogami, a ująwszy czapę w pół, szarpnął sumiastego wąsa i rozkazał.
— Melduj mnie acan! Paweł Jerzmanowski, kapitan szwoleżerów gwardji jego cesarskiej mości.
Sługa skłonił się uniżenie, mrugnął znacząco i podsuwając oficerowi fotel, zauważył konfidencjonalnie.
— Oj, proszę waszej wielmożności, toć mi się w oczach zamroczyło, żem munduru nie rozpoznał! I takiego munduru, toć nim choćbyś, chciał, a wiek cały patrzył, a ślepi byś nie napasł! Rzadko takie jak dziś dla mnie, starego, święto.
Jerzmanowski spojrzał przyjaźnie swemi czarnobystremi oczyma na starego sługę.
— Bóg zapłać acanu za serdeczne słowo.
Stary sługa uśmiechnął się filuternie.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/221
Ta strona została przepisana.