się należało bodaj starostwo!! Jakie pół miljonika donacji — hm — to jeszczebym wziął, bo co wstążeczka talia mnie nie nęci! Ale co szambelanowi dobrodziejowi, to idzie...
Pan Anastazy splunął z obrzydzeniem.
— Nie chcę wstęgi żadnej, nie potrzebuję!
Bolesza roześmiał się pobłażliwie.
— No, ale kiedy dali, trzeba cierpieć!... Parole d’honnear, trzeba!
Pan Anastazy zatrząsł się, zacisnął kościste palce na czerwonej wstędze, zerwał ją z szyi i na ziemię rzucił.
— Nie chcę wstęgi! Nic nie chcę! Walewski obejdzie się bez łaski tego... tego... samozwańca! Rozumiesz acan! Woli z Dąbrowszczykami, z Małachowszczyzną, niech się ich trzyma, a odemnie wara! Kolumna-Walewski jeszcze tak nisko nie upadł, by się — o łaski takiego ubiegał!... Mnie donację, szambelanję!? Niech ją sobie zachowa! Tak. Gdzie te instrumenty?! Są! Oto mój respons!...
Pan Anastazy rzucił się do biurka, na którem leżały zwinięte dyplomy i jął je drzeć na kawałki, rwać i deptać.
— Tu miejsce dla napoleońskiej miłości! Taki śmie rozdawać tytuły; samby się z uczciwego indygenatu nie umiał wyemitować!... Dosyć tego!... Do antykamery nie wpuszczę, słyszeć nie chcę!
— Szambelanie dobrodzieju! — próbował uspokoić Bolesza. — Na co tak porywczo!? Donacyjka... nie do pogardzenia... a przy zabiegliwości pani szambelanowej dobrodziejki...
Pan Anastazy zakrztusił się.
— Oho! Jeżeli pani szambelanowa dobrodziejka będzie chciała...
Szambelan zadzwonił gwałtownie. Dwóch pokojowców wbiegło do komnaty. Pan Anastazy odetchnął z trudem.
— Kolebkę natychmiast wysłać do pałacu pod Blachę! Przywieźć panią!... Niech Domagalski jedzie! Powiedzieć, że
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/25
Ta strona została przepisana.