wość pani Walewskiej, zaostrzał ją, podniecił. Po kilkakroć brała ją ochota napisać do Warszawy do księżnej Jabłonowskiej lub do pani de Vauban, lecz wstrzymywała się jeszcze, odwlekała.
Tak stały sprawy, w dniu, kiedy szambelanowa wyprawiła syna z piastunkami i służebną na pierwszą przechadzkę do parku. Dałaby wiele za to, żeby samej móc zapuścić się w cieniste aleje walewickiego ogrodu i znajome ścieżki przebiec a pełnią wiosny odetchnąć.
Ambicja, a wreszcie obawa spotkania kogoś z mężowskich sług, zniewoliła ją do pozostania w komnatach. Ulegając atoli temu dobrowolnemu przymusowi, pani Walewska postanowiła bodaj z poza żaluzyj spojrzeniem towarzyszyć synowi. Usadowiła się tedy przy oknie i spoglądała z miłością i ukontentowaniem, kędy na ręku piastunki bielił się czepeczek dziecięcia... Gdy naraz, wzrok jej dostrzegł wysuwającego się z pod cienia drzew pana Anastazego i zmierzającego wprost ku jej dziecku.
Szambelanowa na ten widok chciała krzyknąć, ostrzec, aby piastunka w inną zwróciła stronę, lecz było już za późno...
I oto widziała pani Walewska wychudzoną, drżącą postać swego exmęża, zawisłą na ramionach służących i widziała twarz gipsową, wykrzywioną i widziała jak szambelan podchodził do dziecka jej, jak się kłaniał uniżenie, słyszała nawet echo przytłumione jego głosu.
W pierwszej chwili pani Walewska była przekonaną, że pan Anastazy zgotował jej dziecku jakieś szyderstwo, że nie mogąc matki dosięgnąć, mścił się na niemowlęciu, obelgami je obrzucał, starczemu uniesieniu dał folgę. Ale uważniej przyjrzawszy się zgiętej pokornie postaci szambelana, uroczystym ruchom jego, odświętnej odzieży, pani Walewska uczuła bezwiedną wdzięczność dla męża. Znała go zbyt do-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/270
Ta strona została przepisana.